Molekuła Miesiąca – źródło objawienia

W 944 r. przez średniowieczną Europę przelała się fala ogni świętego Antoniego – choroby, która zaczynała się halucynacjami, co często wywoływało oskarżenia chorych o czarownictwo i opętanie, i prowadziła przez przykurcze, spazmy i mrowienie, biegunkę, nudności i wymioty, aż do skurczu mięśni w ścianach naczyń krwionośnych odcinającego dopływ krwi do kończyn i w rezultacie – do gangreny. W czasie tej jednej epidemii zmarło 40 tysięcy ludzi.

Ognie świętego Antoniego, dzisiaj zwane ergotyzmem, były chorobą biedaków. W XVII wieku korzystając z tej wskazówki jej źródło określił francuski lekarz, doktor Thullier. Zauważył on mianowicie, że na chorobę zapadali głównie żywiący się chlebem żytnim biedacy, zaś bogatsi, w których diecie chleb żytni był zastąpiony pszennym oraz mięsem, nie mieli tego problemu. Doszedł on do wniosku, że choroba jest wywołana zatruciem przez sporysz.

Sporysz to przetrwaliniki grzyba, buławinki czerwonej (Claviceps purpurea), atakującego żyto. W sporyszu znajduje się wiele alkaloidów, takich jak ergotamina, ergolina, czy metylergometryna, które są powodem halucynacji.

Nie należy jednak całkowicie przekreślać tych związków jako trucizn i toksyn: odpowiednio stosowane mogą mieć właściwości zbawienne. I tak na przykład ergotamina jest silnym wazokonstryktorem – tzn. powoduje wspomniane skurcze mięśni w ścianach naczyń krwionośnych – i odpowiednio używana w czasie porodów do powstrzymywania krwawienia z macicy. Ponadto w kombinacji z innymi lekami jest stosowana do leczenia migreny.

Ergotamina bywa też wykorzystywana jako główny substrat w syntezie chemicznej dietyloamidu kwasu D-lizergowego, czyli LSD.

Po raz pierwszy LSD otrzymał w 1938 Albert Hofmann, szwajcarski chemik pracujący w Bazylei dla firmy Sandoz (obecnie Novartis). Była to praca w ramach programu badań nad alkaloidami sporyszu w poszukiwaniu substancji aktywnych. Jednak LSD czekał jeszcze aż pięć lat na ujawnienie jego wdzięków, aż 19 kwietnia 1943 roku Hofmann połknął 250 ug tej substancji w ramach eksperymentu. Bardzo skrupulatnie odnotował, co nastąpiło dalej. W ostatnim porywie świadomości Hofmann popedałował pędem do domu, gdzie poprosił swą sąsiadkę o szklankę mleka, które, jak wierzył, miało podziałać jako antidotum. Później opisał swoje odczucia jako fantasmagorie – znajome obiekty zamieniały się w dziwaczne kształy, świat wirował, nabierał znamion groteski. Porównał nawet uczynną sąsiadkę do wrednej wiedźmy – tak silne było działanie specyfiku. W swoich wspomnieniach (A. Hofmann, LSD – My Problem Child, 1978) pisał o tym następująco:

„Wydawało mi się, że każda próba zakończenia dezintegracji świata zewnętrznego, każda próba ocalenia mojej świadomości przed całkowitym rozpadem skazana jest na porażkę. Zostałem przeniesiony do innego świata, w inny czas i miejsce.”

Pod koniec lat czterdziestych LSD wprowadzono jako lek na rynek amerykański. Firma Sandoz reklamowała go jako złoty środek na wszystko – od schizofrenii, przez perwersje seksualne, aż po alkoholizm. Tam też, na Uniwersytecie Harvarda, profesor psychologii Timothy Leary zainteresował się bardzo działaniem LSD. Na początku lat 60. zaczął eksperymentować z psylocybiną, aby następnie przerzucić się na badania nad kwasem. Próbował stosować ten lek na więźniach i twierdził, że w 90% przypadków skazani nie popadali w recydywę. Leary był aktywnym działaczem na rzecz LSD – i gwałtownie sprzeciwiał się delegalizacji tej substancji w połowie lat 60. Trudno się jednak dziwić rządowi amerykańskiemu, gdyż ten narkotyk stał się jedną z najpopularniejszych używek w środowiskach hippisów. Leary w swojej kampanii na rzecz LSD ukuł frazę „Turn on, tune in, drop out„.

Dietyloamid kwasu D-lizergowego, LSD-25 /www.wikipedia.org
Dietyloamid kwasu D-lizergowego, LSD-25 /www.wikipedia.org

LSD odcisnęło swoje piętno na popkulturze lat 60. Dzisiaj uważa się nawet, że piosenka BeatlesówLucy in the Sky with Diamonds” opisuje działanie narkotyku.

Do dzisiaj nie wiadomo jednak, jak dokładnie LSD działa na mózg. Budową przypomina bardzo serotoninę, a także inne halucynogenne leki, meskalinę i psylocybinę. Te, jeśli poda się je szczurom, powodują blokadę aktywności w neuronach w jądrach szwu. Jest to rejon odpowiedzialny za spanie oraz chodzenie, a podobną utratę aktywności w tej części mózgu obserwuje się w czasie fazy REM snu. To podobieństwo może tłumaczyć żywe, intensywne wizje wywoływane przez LSD podobne do marzeń sennych.

LSD zalicza się więc do grupy pięciu najlżejszych narkotyków, obok tytoniu, alkoholu, marihuany i ecstasy. I chociaż nie udowodniono jeko szkodliwości ponad wszelką wątpliwość, śmiertelne wypadki na skutek przedawkowania tego leku przyprawiły mu złej sławy i w chwili obecnej jest on zdelegalizowany w większości krajów.

10 Comments

  1. Rafale, z przykrością czytam Twoje nierzetelne wypowiedzi. Twierdzisz, że 250ug to setki razy większa dawka niż przyjmowana później, podczas gdy luzie przyjmują obecnie 100, 200, 400, a nawet i więcej. Dawka progowa szacowana jest na 20-50, jednak dawki ponizej i w okolicach 100 działają dość lekko i człowiek wciąż jest w stanie kontrolować sytuację. Twierdzisz, że Hofmann miał więcej szczęścia niż rozumu i że mógł umrzeć, podczas gdy LD50 jest szacowana na.1mg/1kg masy ciała, a więc ok. 250 razy więcej. Proszę Cię, sięgnij do literatuey.

    Polubienie

    1. Ach, czepiasz się. Użyłem tych setek jako figury retorycznej – dziesiątki byłyby bardziej dokładne – bo to akurat jest prawda, że dawkowanie LSD z czasem bardzo zmalało, bo po prostu maleńka jego ilość wystarczy, aby osiągnąć oczekiwany efekt.

      O LD50 nigdzie się nie wypowiadałem, więc nie poczuwam się tutaj do winy. Zwłaszcza w kontekście, o którym wszyscy wielbiciele LSD zdają się zapominać – dzisiaj łatwo jest powiedzieć, że te 250ug to było nic, bo jest poniżej LD50, a wiele osób przyjmuje rekreacyjnie znacznie większe dawki.

      Ale nie należy zapominać, że Hoffman tej wiedzy nie miał. Nie, on po prostu postanowił naszprycować się substancją, o której działaniu nie wiedział kompletnie niczego. Więc miał więcej szczęścia niż rozumu. Bo gdyby go nie miał, to by sie okazało, że LSD jest morderczą trucizną szkodliwą nawet w najmniejszych dawkach i w ogóle do jego rozwoju by nie doszło, bo Hoffman by kopnął w kalendarz tam i wtedy.

      Polubienie

      1. Myślę, że jego wiedza w dziedzinie chemii organicznej, a także to, że trzy dni wcześniej przypadkowo wchłonął pewną ilość substancji pozwalała mu stwierdzić, że prawdopodobnie jest to bezpieczne. Oczywiście podjął pewne ryzyko, ale takiego czasem wymaga nauka. Podobnie było z Madame Curie, z tym że ona miała trochę mniej szczęścia.

        Polubienie

  2. Rafał, nigdy nie brałeś, nie polecasz, i hofmann miał wiecej szczęścia niż rozumu, tylko wiesz nie masz nawet pojęcia pewnie co to chemia organiczna, hofmann rozpierdala cie w każdej dziedzinie i taka jest prawda ;)

    Baaaardzo polecam lsd ;P

    Polubienie

    1. Takie osobiste wycieczki to sobie daruj. Chociaż mam wrażenie, że ty jesteś z tych trolli, co to wpadają, rzucą w komentarzach jednym obraźliwym tekstem i nigdy więcej się nie pojawią.

      Ale zaspokoję twoją ciekawość: mam bardzo dobre pojęcie o chemii organicznej, chociaż w istocie zapewne nie aż takie jak Hofmann. Jednak bycie chemikiem organikiem nikogo i nijak nie kwalifikuje do osądzania biologicznego działania nowo zsyntetyzowanych związków. Nawet dzisiaj, kiedy możemy o nowych substancjach i tak bardzo wiele wywnioskować na podstawie różnych pomiarów, a tym bardziej 75 lat temu, kiedy Hofmann wziął się za łykanie tego świństwa, nie da i nie dało się o toksyczności związku rozstrzygnąć ot tak, na podstawie… no właśnie, na podstawie czego? Przeczucia?

      Więc owszem, miał więcej szczęścia niż rozumu, że w ogóle przeżył.

      Polubienie

  3. No nie, nie polecam. Zresztą oficjalnie nie polecam żadnych środków odurzających. A już na pewno nie polecam robienia takich prób jak Hofmann – jego sensacje musiały być wyjątkowo intensywne, bo jak napisałem, Hofmann połknął ćwierć miligrama, a to jest setki razy więcej niż użytkownicy tego specyfiku stosowali później (bo już bardzo mała ilość daje pożądane – lub niepożądane, zależy od punktu widzenia – efekty). Co tylko świadczy o tym, że Szwajcar miał więcej szczęścia niż rozumu…

    Polubienie

  4. Tak… sporysz… Nigdy nie próbowałem, i pewnie nie spróbuję ;) Ciekawy fakt opisywanych halucynacji po LSD. Ciekawe ile w tym prawdy i jak specyficznie podchodzi do tego każdy organizm.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.