Autystyczny klops

No nic, tylko ręce załamywać. A zaczęło się tak:

Zobaczyłem, że tekst przez szefa działu naukowego GW, pomyślałem – poważna sprawa. Ale już na samym początku potknąłem sie o to klasyczne: a bo ilość zachorowań na autyzm rośnie od ćwierć wieku i w ogóle to dramat straszny. Żadnej wzmianki o, w dniu dzisiejszym już chyba klasycznej, pracy z 2005 roku, w której Barbaresi wraz z kolegami (i koleżanką) skupili się na diagnozach autyzmu w jednym z hrabstw w Minnesocie w latach 1976-1997. A ilość diagnoz rzeczywiście wzrosła. I chociaż – jak się można spodziewać w przypadku takiego temporalnie wtórnego badania – naukowcy nie wykazali jednoznacznie, że w rzeczywistości do żadnego wzrostu nie doszło, to jednak koincydencja tego wzrostu ze stopniowym rozszerzeniem definicji autyzmu, rosnącą społeczną świadomością dotyczącą tego, co to jest autyzm i z czym to się je, a także coraz lepszą dostępnością środków i służb dla rodziców, którzy swoje dziecko na okoliczność autyzmu chcieliby przebadać, są prawdopodobnie nie bez znaczenia.

Żeby nie powiedzieć dobitniej: dzisiaj uważa się, że większość, o ile nie całość (tego nigdy nie będziemy wiedzieli na pewno), tego wzrostu jest spowodowana po prostu zmianą kryteriów, zmianą mentalności, zmianą sposobu myślenia – od traktowania dzieci z problemami jak kretynów, do właściwego diagnozowania ich jako autystyków. Redaktor Zagórski na temat tej pracy jednak milczy.

Artykuł ten taki jednak ni przypiął, ni przyłatał. Coś tam jest o tej większej częstości autyzmu, ale dlaczego akurat dzisiaj i w ten sposób o tym GW pisze – nie wiadomo. Postanowiłem zabawić się w detektywa i sprawdzić, co też w świecie badań nad autyzmem piszczy. Zabawa długa nie była, co niestety sugeruje, że pan Redaktor pracy domowej dobrze nie odrobił.

ResearchBlogging.orgPanikę zasiał – niespecjalnie jak podejrzewam – świeżo opublikowany online artykuł w piśmie The American Journal of Psychiatry, o dźwięcznym tytule Prevalence of Autism Spectrum Disorder in a Total Population Sample. No i więcej przecież nie trzeba – w tytule jest wszystko, aby uczynić z tego sensację: i autyzm, i rozpowszechnianie, i całkowita populacja. O czym nie warto przecież jednak wspominać, bo może jeszcze ktoś by zwątpił, czy to co piszemy, to nie wierute bzdury, to to, że artykuł nie mówi o większej częstości autyzmu. Mówi natomiast, i to całkiem sporo i w detalach, o większej niż sądzono częstości. Co to znaczy? A raczej – czego to nie znaczy? Otóż nie znaczy to, że autyzm jest częstszy i że nagle dzieci z autyzmem jest coraz więcej. Znaczy to jedynie, że diagnozuje się (albo powinno się diagnozować) go więcej. I tyle, kropka.

Autorzy zresztą podkreślają w pracy, że ich wyniki oznaczają przede wszystkim, że badania dzieci powinny być bardziej dywanowe: czyli testować powinno się wszystkie, a nie tylko te, których rodzice się martwią, bo dzieciak jest stary, a wciąż nie chce mówić (a może po prostu nie ma nic do powiedzenia). Po drugie zaś, dodają, kryteria stosowane przy diagnostyce powinny być znacznie bardziej rygorystyczne.

Och, no i perełka na koniec (chociaż w pracy jest oczywiście we wstępie): całkowita populacja, o której mowa, to populacja Korei Południowej! Czyli nie, że nagle dodatkowy miliard ludzi ma autyzm (który wcześniej mieli, jedynie niezdiagnozowany), ale tylko dodatkowych kilka czy też kilkanaście tysięcy w Korei. W dodatku nie bez znaczenia jest czynnik kulturowy: bo, jak mówią autorzy, w Korei autyzm jest społecznie nieakceptowany, i posiadanie chorego członka rodziny może uczynić jego krewnych pariasami, rujnując nawet szanse na mariaż!

Czyli nie w Moskwie, lecz w Leningradzie, i nie samochody, a rowery, i nie rozdają, a kradną. Strach się bać.

Barbaresi WJ, Katusic SK, Colligan RC, Weaver AL, & Jacobsen SJ (2005). The incidence of autism in Olmsted County, Minnesota, 1976-1997: results from a population-based study. Archives of pediatrics & adolescent medicine, 159 (1), 37-44 PMID: 15630056

Kim, Y., Leventhal, B., Koh, Y., Fombonne, E., Laska, E., Lim, E., Cheon, K., Kim, S., Kim, Y., Lee, H., Song, D., & Grinker, R. (2011). Prevalence of Autism Spectrum Disorders in a Total Population Sample American Journal of Psychiatry DOI: 10.1176/appi.ajp.2011.10101532

4 Comments

  1. Nie będę taki zaskoczony, zresztą już wyróżnia się odrębne jednostki, objęte wspólną nazwą autyzmu. Na przykład zespół Aspergera – chory ma problem z życiem społecznych, zamyka się w sobie, specjalizuje się w jakiejś wąskiej dziedzinie, ale poza tym, że „jest dziwny” wcale po nim upośledzenia nie widać.
    W bodaj Świecie Nauki z tego miesiąca przedstawia się podobne analizy dotyczące wzrostu zachorowań na astmę. Teoria, że astma pojawia się częściej w higienicznych domach, a ci którzy często chorowali mają mniejsze ryzyko astmy, upadła. Teraz sądzi się, że astmy są różne rodzaje, co tłumaczyłoby dlaczego w jednych grupach zachorowalność rośnie gwałtownie a w innych prawie się nie zmienia.

    Polubienie

  2. Bodaj w zeszłym roku, chyba w WiŻ czytałem artykuł, z którego wynikało, że za obecny wzrost diagnoz autyzmu w około 60% odpowiadają postępy diagnostyki. Zwłaszcza, ze dziś często rozpoznaje się autyzm u osób dorosłych, pierwotnie diagnozowanych inaczej.

    Polubienie

  3. No tak. A potem juz tylko kroczek do tego, ze iles rodzicow przeczyta ten swiatly artykul poczem stwierdzi, ze szczepic nie bedziemy, bo to napewno od szczepionek z thimerosalem sie autyzm bierze…

    Polubienie

Dodaj komentarz