Noblowski łańcuch skojarzeń

Johannes Fibiger/ źródło: wiki; National Institute of Health (CC BY SA 3.0)

Uznanie naukowe różnymi ścieżkami chadza. W roku 1926 nagrody Nobla z dziedziny fizjologii i medycyny nie przyznano – Komitet Noblowski uznał, że nikt nie spełnia kryteriów wyznaczonych w testamencie Alfreda Nobla. Regulamin nagrody mówi jednak, że w takiej sytuacji nagroda może być przyznana z rocznym opóźnieniem kandydatowi, który był niejako najbliżej ideału. Dlatego też nagroda za rok 1926 została przyznana w 1927 (osobna nagroda za 1927 też została oczywiście przyznana) i otrzymał ją Duńczyk Johannes Fibiger.

Paradoksalnie nieco, nagroda dla Fibigera została przyznana za odkrycie, które nie sprostało próbie czasu. Fibiger mianowicie studiował zmiany nowotworowe u gryzoni i próbował ustalić, co jest ich przyczyną. Doszedł ostatecznie do wniosku, że to obecność nicienia Spiroptera carcinoma (dzisiaj przemianowanego na Gongylonema neoplasticum) miała działanie karcynogenne. Innymi słowy twierdził, że raka powodują robaki. Dzisiaj wiemy na ten temat nieco więcej – między innymi wiemy, że nicień chociaż rzeczywiście miał udział w procesie chorobotwórczym, to jednak nie był pierwotną przyczyną powstawania nowotworów. Infekcja i wywołane przez nią uszkodzenie tkanek miało jedynie działanie stymulujące na rozwój już istniejące raka.

W niczym to oczywiście nie umniejsza wybitności Duńczyka, który znany jest także ze swoich badań nad błonicą (dyfterytem). Jego eksperymenty na błonicy z 1898 roku są uważane zresztą za pierwsze kontrolowane próby kliniczne – co, biorąc pod uwagę w jaki sposób do obiegu były wprowadzane niektóre leki jeszcze dziesięciolecia później, jest nielada postępowym myśleniem.

Należy jednak oddać sprawiedliwość naukowym ojcom chrzestnym Fibigera. Jednym z nich był Emil von Behring, pierwszy w historii laureat nagrody Nobla z fizjologii i medycyny, którą otrzymał za rozwój seroterapii (uodporniania biernego) w leczeniu błonicy i tężca. Von Behring pracował też nad gruźlicą, a jego imię w annałach przemysłu leczniczego i farmaceutycznego w Niemczech jest uwiecznione w nazwach co najmniej pięciu różnych firm i laboratoriów.

Znacznie więcej jednak nagród Nobla (oczywiście z fizjologii i medycyny) przyznano za rozwój metod uodporniania czynnego – czyli za wszelkiego rodzaju szczepionki. A raczej za odkrycia, że choroba ta czy tamta jest powodowana przez różne drobnoustroje i jakie. Czego naturalnym rezultatem są próby wyprodukowania szczepionek. I tak w 1951 Max Theiler dostał solową nagrodę Nobla z fizjologii i medycyny za odkrycia w zakresie badań nad żółtą febrą i sposobami jej leczenia. Nie dalej jak kilka lat temu, w 2008 roku, niemiecki wirusolog o niesamowicie brzmiącym nazwisku (mnie przypomina nieodmiennie Barona Munchausena), Harald zur Hausen otrzymał nagrodę Nobla za odkrycie, że wirus brodawczaka ludzkiego (HPV) powoduje raka szyjki macicy. Zaś wracając ponownie do lat 50. – w 1954 roku za badania nad wirusem polio, które oczywiście doprowadziły do – a jakże – opracowania szczepionki nagrodę Nobla dostało trio: John Enders, Thomas Weller i Frederick Robbins.

Prasowy szał po wprowadzeniu szczepionki Salka./ źródło: wiki (dom. publ.)

A była to sprawa niebłaha, ponieważ polio w powojennych Stanach Zjednoczonych było uważane za najpoważniejszy problem zdrowotny, z jakim musi się zmagać społeczeństwo. W 1952 przez Amerykę przetoczyła się epidemia polio – odnotowano blisko 60 tysięcy przypadków. 5% zarażonych zmarło, ponad 35% dorobiło się pewnego stopnia niepełnosprawności na całe życie. Pierwszą efektywną szczepionką przeciw polio była ta oparta na martwym wirusie, stworzona w 1952 roku przez Jonasa Salka, wybitnego amerykańskiego badacza, założyciela Instytutu Salka.

Oczywiście od chwili wprowadzenia szczepionki (bardzo rychłego od momentu jej opracowania – ale nic w tym dziwnego, kiedy się spojrzy na tę polio-panikę w Stanach) do chwili ostatecznego potwierdzenia jej bezpieczeństwa minęło wiele lat. W międzyczasie szczepionka Salka została uwikłana w mini-aferę. Nie był on bowiem jedynym badaczem – i trudno zresztą byłoby oczekiwać, żeby był – próbującym stworzyć szczepionkę na tę chorobę. Alternatywną szczepionkę, opartą jednak na żywym wirusie, stworzył Albert Sabin (tu wątek polski: pochodzący z żydowskiej rodziny Sabin był urodzony w Białymstoku). Szczepionki różniły się nie tylko metodą otrzymywania. Szczepionka Sabina jest łatwiejsza w aplikacji (podaje się ją doustnie), a jej działanie trwa dłużej. Szczepionka Salka z drugiej strony jest bardziej skuteczna w zapobieganiu powikłaniom polio, chociaż nie zapobiega początkowej infekcji. Salk twierdził jednak, że szczepionka Sabina nie powinna być stosowana w krajach gorzej rozwiniętych, gdzie poziom zdrowia publicznego nie jest wysoki, gdyż szalejące w populacji inne infekcje osłabiają układ immunologiczny pacjentów, co może prowadzić do tego, że szczepionka Sabina zamiast przed polio chronić będzie je wywoływać. Sabin dłużny nie pozostał i przez lata prowadził bardzo agresywaną i osobistą kampanię przeciw Salkowi i jego szczepionce.

Pomime tej skazy na charakterze Sabin także był badaczem wybitnym. W czasie swojej pracy w szpatalu dziecięcym w Cincinnati był zaś opiekunem naukowym kolejnego wybitnego wirusologa (pewnie już zauważyliście, jaki jest wątek główny tego wpisu), Roberta Chanocka, którego nazywał swoim naukowym synem. Chanock jest znany m.in. z odkycia wirusa RSV, który jest jednym z najczęstszych patogenów wywołujących w okresie zimowym infekcje dróg oddechowych u dzieci i niemowląt. Zasłynął też ze swojej odpowiedzi na pytanie, jak najlepiej zapobiegać takim infekcjom: miał się wówczas żachnąć, że najlepiej by było, jakby dzieci były rodzone na wiosnę (rachunek jest prosty, więc do pracy rodacy, bo wyraźnie okres jesienny najwłaściwszy jest na poczynanie). Pośród wielu odznaczeń, które Chanock otrzymał, znalazła się m.in. nagroda Roberta Kocha przyznawana za osiągnięcia w dziedzinach biomedycznych. Podkreślić oczywiście trzeba tutaj, a jakże, że do innych laureatów tej nagrody należy profesor Stefania Jabłońska, jedna z najczęściej cytowanych polskich badaczek (w dziedzinie nauk biomedycznych jest piąta na liście, a biją ją takie filary polskiej nauki jak Gryglewski i Konturek). Innym laureatem wyróżnienia jest zur Hausen, więc pozostaje pani profesor życzyć tylko takiego honoru, jaki dosięgnął tego badacza.

I tu historia zatacza pełne koło. Robert Koch, wybitny (i tym razem to jest wybitny przez wielkie wu) niemiecki lekarz w historii uwiecznił się swoimi wyczynami na polu izolacji patogenów różnego rodzaju – laseczki wąglika, prątka gruźlicy, przecinkowca cholery. Jak widać zajmował się tylko tym, co może człowieka zabić szybko i boleśnie. Chwała mu za to, mógł w końcu życie swoje spędzić badając katar, i jakaż szkoda by to była dla nauki. W 1905 roku za swoje badania nad gruźlicą właśnie otrzymał nagrodę Nobla z fizjologii i medycyny. A gdzie to koło? Otóż wraz z innym noblistą, Emilem von Behringiem, uczył fachu kolejnego laureata, Johannesa Fibigera.

 

Update: tekst powstał w 2011 roku. Profesor Jabłońska zmarła 8 maja 2017 r.

6 Comments

  1. Świetnie napisane :)
    Ja niecierpliwie czekam na jutro, bo na językach wszystkich są odkrywcy „leku” na przewlekłą białaczkę szpikową jako głowni pretendenci do tegorocznego Nobla z fizjologii i medycyny ^^

    Polubienie

Dodaj komentarz