Noblowska geografia

Jak już wspominałem w zeszłym tygodniu, rozpoczął się naukowy sezon noblowski. W zeszły czwartek rozdane tegoroczne Ig Noble, Thomson Reuters na twitterze wciąż odgraża się tegorocznymi Laureatami Cytowań (których jednak jeszcze nie ogłoszono), zaś naukowy felietonista Guardiana Ian Sample popełnił w weekend tekst o tym, jak to Stany Zjednoczone przejęły nad Nagrodami Nobla niemal całkowitą kontrolę.

Bo chociaż Nagrody Nobla początkowo były przedsięwzięciem lokalnym, szwedzko-europejskim, już gdzieś w okolicach trzeciej dekady XX wieku zaczęło się to zmieniać, a po drugiej wojnie światowej Stany Zjednoczone – opierając się na tzw. drenażu umysłów z Europy – zaczęły błyskawicznie odstawać od całej stawki.

Ian Sample nie rozróżnia niestety w swoim tekście, czy mówiąc o „amerykańskich Noblistach” ma na myśli Amerykanów, którzy dostali nagrodę, czy badaczy, którzy pracowali w Stanach w czasie przyznawania nagrody, czy wreszcie naukowców, którzy w Stanach prowadzili badania, za które dostali nagrodę (tzn. że w czasie jej przyznawania mogli już być gdzie indziej). Podejrzewać można, że chodzi mu o punkt drugi. Szwedzka Akademia Nauk nie prowadzi natomiast statystyk w tej ostatniej kategorii – a szkoda, bo te byłyby najbardziej pouczające. Prowadzi jednak statystyki afiliacji w momencie przyznawania nagrody, więc powiedzmy, że można te dane przyjąć za przybliżenie afiliacji w czasie badań.

I wygląda to następująco – dla kilku wiodących na liście państw:

Jakby na to nie patrzeć, badacze pracujący w Stanach miażdżą resztę świata...
Jakby na to nie patrzeć, badacze pracujący w Stanach miażdżą resztę świata…

Jak widać – i jak słusznie zauważył Sample – badacze z uczelni amerykańskich zdobyli najwięcej Nagród Nobla w każdej z trzech naukowych dziedzin (ekonomiści muszą mi wybaczyć, że nie wliczałem tutaj nagrody z ekonomii, ale nie jest ona jedną z oryginalnie ustanowionych przez Alfreda Nobla, więc czuję się usprawiedliwiony w tej decyzji): fizyce, chemii oraz fizjologii i medycynie. Potem jest długo, długo nic, potem Wielka Brytania oraz Niemcy (chociaż warto zauważyć, że większość z niemieckich nagród za chemię pamięta pierwszą połowę XX wieku), potem Francja i Szwecja (znowuż: większość z tych nagród pochodzi z Europo-centrycznej ery tych nagród), a potem cała reszta świata.

Pokazuje to potęgę uczelni amerykańskich, których siła tkwi w znakomitej kombinacji finansowania (między innymi, ale nie tylko, przez rząd amerykański), zarządzania – zarówno środkami jak i zasobami ludzkimi (vide: intelektualny drenaż Europy), oraz opieki nad własnością intelektualną (czyli wspieranie badań z potencjałem patentowym, pomoc w aplikowaniu o patent, pomoc we wdrażaniu itd.).

Z pewną ciekawością powinniśmy jednak oczekiwać, jak sytuacja zacznie zmieniać się w najbliższych latach, może nie od razu – ale za 5, 10 lat. W tym roku rząd amerykański przeprowadził w okolicach kwietnia sekwestrację: obcięto bodajże 5% środków przeznaczonych na naukę. I chociaż przy poziomie dotacji badań w Stanach wydawać się może, że jest to niewiele, to jednak amerykańscy badacze od ponad pół roku nie przestają narzekać. Nie pomaga tutaj przeznaczenie ogromnej ilości pieniędzy na projekt mapowania ludzkiego mózgu, ogłoszony z wielką pompą przez Baracka Obamę w zeszłym roku. Na ten cel przeznaczono 100 milionów dolarów – pieniądze, które trafią do względnie niewielkiej grupki badaczy neuronauk, mogłyby, jak twierdzi wielu naukowców, wspomóc znacznie większą liczbę małych grup pracujących nad tzw. badaniami podstawowymi. A są to właśnie takie badania, za które najczęściej przyznawane są Nagrody Nobla.

Jeśli uwzględnimy w tych rozważaniach także to, jak bardzo nakłady na naukę – a zwłaszcza niektóre jej gałęzie – zwiększyły się w Chinach, to można zacząć się zastanawiać, kiedy Chiny zaczną zgarniać Noble garściami, jak medale na pekińskiej Olimpiadzie.

Sample zwrócił też uwagę na inny aspekt Nagród Nobla: na wyraźną dysproporcję pomiędzy laureatami płci męskiej i żeńskiej. W dość smutny sposób odzwierciedla ona bowiem dysproporcję pomiędzy badaczami mężczyznami i kobietami w ogóle. A w historii Nagrody Nobla paniom przyznane zostały zaledwie 16 razy! Najwięcej, bo dziesięć, nagród przyznano im z fizjologii i medycyny. Z fizyki laureatkami były tylko Maria Skłodowska w 1903 roku (110 lat temu) oraz Maria Goeppert-Mayer w 1963 roku (50 lat temu). Z chemii cztery lata temu nagrodzono Adę Yonath z Izreala, ale przed nią ostatnią zdobywczynią była Dorothy Hodgkin w 1964 roku. Sample dostrzega jednak promyk nadziej: jedna trzecie nagród zgarniętych przez panie została przyznana w dwudziestym pierwszym stuleciu. Jest więc to być może wreszcie oznaka większego trendu.

Na zakończenie tego tekstu mam dla Was swojego rodzaju niespodziankę (a może i nie, możliwe, że już wiadomość internety dawno obiegła, tylko ja ostatnio taki wczorajszy jestem). Dla wszystkich osób, które miłością pałają do gier typu Fantasy Football, w których wykazać się trzeba umiejętnością oceny swoich aktywów oraz ich dobrym zarządzaniem; dla osób, które uwielbiają symulacje giełdowe – a także dla osób, które o dzisiejszej nauce wiedzą tylko troszkę, a zawsze brakowało im wymówki, aby spróbować dowiedzieć się więcej: niniejszym przedstawiam Noble Exchange. Nobel Exchange to, jak nazwa wskazuje, giełda Noblistów – jest to gra online, w której aktywami są właśnie obecni lub też potencjalni przyszli Nobliści. Na dzień dzisiejszy znakomicie sprzedaje się Murakami – kto będzie jutro? To zależy tylko od Was (i.e graczy). Ja sam niestety nie mam na grę czasu, ale z pewnością rzucę okiem na to, jak wyglądają kursy po ogłoszeniu Laureatów Cytowań, które już za niedługo.

Dzisiaj na giełdzie rządzi Murakami. Kto będzie jednak rządził jutro?
Dzisiaj na giełdzie rządzi Murakami. Kto będzie jednak rządził jutro?

8 Comments

  1. Czy rzeczywiście płeć noblistów jest parametrem, który jest sens dyskutować? Istotnymi sprawami są wartość nagradzanego odkrycia oraz sensowność (i uczciwość) przyznawania samej nagrody (bo jak sam wiesz różnie z tym bywa).
    W dzisiejszych czasach (w cywilizowanych krajach) dostęp do nauki, uniwersytetów, grantów, publikacji, finansowania etc. jest taki sam dla mężczyzn i kobiet. Czasem nawet lepszy dla tych drugich dzięki specjalnym programom, grantom i konkursom „tylko dla kobiet (np. L’Oreal). W związku z tym oczywiście spodziewam się, że w niektórych dziedzinach jest i będzie coraz więcej kobiet, ale czy to jest istotne z punktu widzenia nauki? Chyba nie…
    Równie dobrze moglibyśmy rozważać, ilu wśród noblistów jest Żydów, a ile Gojów…
    W mojej ocenie dziwnym i bardziej istotnym do rozważań parametrem opisującym noblistów jest ich wiek w momencie otrzymania nagrody. Ciekaw jestem co myślisz o tej sprawie?

    Polubienie

    1. Oj, i tu się z Tobą nie zgadzam. Płeć Noblistów jest jak najbardziej istotnym czynnikiem. Z prostej przyczyny: Nagroda Nobla ma stuletnią tradycję, więc zmiany w dystrybucji nagród pomiędzy panami a paniami (tak samo, jak pomiędzy badaczami pracującymi w różnym krajach) są odzwierciedleniem pewnych historycznych trendów.

      Tak więc np. fakt, że jedna trzecia nagród przyznanych paniom, została przyznana w XXI w., jest właśnie odzwierciedleniem zmiany stosunku do pracy kobiet w nauce.

      Można oczywiście argumentować, że dzisiaj to już nie jest tak, że dzisiaj jest równouprawnienie i kobiety mają tak samo dobrze i łatwo jak mężczyźni. Nie jest to jednak prawdą, bo na akademickich etatach (ang. tenure, a opieram się oczywiście na danych dotyczących Ameryki, przez pryzmat której w końcu ocenia się naukę na świecie) zaledwie 19% pracowników to kobiety (w EU jest to 18%, więc niewiele lepiej). Pomimo tego, że między 1973 a 2005 rokiem odsetek pań robiących doktoraty wzrósł z 20 do 50%, to odsetek pań zatrudnionych w akademii wzrósł z 10% do 32%. A im wyżej sięgamy wzrokiem na drabinę zatrudnienia, tym gorzej to wygląda.

      Jedna z amerykańskich agencji przeprowadziła w 2009 roku ankietę, z której wynikało, że kobiety lepiej sobie radzą ubiegając się o akademickie etaty. Skąd się zatem bierze dysproporcja? Po prostu z tego, że panie rzadziej o takie pozycje aplikują! Można tutaj oczywiście rzucić jakimś szowinistycznym tekstem z kategorii, że w takim razie same są sobie winne. Ale rzadsze aplikowanie jest często oczywiście spowodowane tym, że akademicki etat przychodzi często w tym samym czasie co macierzyństwo. Trudno więc panie winić o to, że wybierają to drugie; ciężko też mówić, że same są sobie winne (ostatni raz, jak sprawdzałem, potrzebne do tego były dwie osoby). No a najgorsze co możemy robić, to je do macierzyństwa zniechęcać!

      Jestem pewien, że gdyby pewnego pięknego dnia okazało się, że mężczyźni też mogą rodzić, panie z chęcią podzieliłyby się odpowiedzialnością za przetrwanie gatunku. Ale póki co, cała odpowiedzialność spoczywa na nich. Nic zatem dziwnego, że istnieje wiele fundacji i stypendiów, które mają im pomagać – no bo dlaczego nie? W końcu kobiety próbujące robić kariery w świecie uczelnianych są od początku na gorszej pozycji – a jak widać, to że tych karier nie robią, nie wynika wcale z tego, że są gorszymi badaczami.
      Na koniec tematu kategorii płci dodam wreszcie, że Nagroda Nobla jest ze swojej natury historyczna – tzn. że nagradza najczęściej za dokonania sprzed 20-30 lat (chociaż oczywiście zdarzają się wyjątki). Dlatego nawet gdyby szanse pań i panów a nauce były równe (a uważam, że nie są), wciąż rozpatrywanie przyznanych nagród pod względem płci laureatów miałoby sens.

      Zgadzam się natomiast z Tobą, że ciekawa może być analiza tego, w jakim wieku byli badacze otrzymujący te nagrody. Z tym, że nie sądzę, aby istotne było to, kiedy nagrodę im przyznano – ale raczej to, w jakim byli wieku, gdy dokonywali odkryć, za które zostali nagrodzeni (podobnie jak najlepszym wskaźnikiem geograficznym byłaby ich afiliacja w trakcie badań – a nie w trakcie przyznawania nagrody, o czym pisałem zresztą w notce). Sam jednak takiej analizy się nie podejmę – a przynajmniej nieprędko!

      Polubienie

      1. Ależ ja zadałem inne pytanie, niż Ty podałeś odpowiedź…
        Pytałem, czy rzeczywiście sprawa płci na wpływ na odkrycia naukowe, które nagradzamy? Otóż jak napisałem – moim zdaniem nie. Dla mnie jako konsumenta wielkich odkryć i przełomów w nauce zupełnie nie interesuje płeć odkrywcy/nagrodzonej. Ważnym jest dla mnie czy i jak zmienia to moje/nasze życie i posuwa nasz rozwój…
        Zupełnie inną sprawą jest rozważanie dlaczego jest więcej lub mniej kobiet na poszczególnych stopniach kariery naukowej, wśród noblistów, w biznesie, w sztuce, czy tez w polityce. To jednak dwa zupełnie różne tematy…

        Jeśli chodzi o wiek, to oczywiście w domyśle chodziło mi o to ile lat musi minąć od odkrycia, za które nobliści otrzymują nagrodę.

        Polubienie

    2. W dzisiejszych czasach (w cywilizowanych krajach) dostęp do nauki, uniwersytetów, grantów, publikacji, finansowania etc. jest taki sam dla mężczyzn i kobiet.

      W zasadzie tak, ale jeśli kariera naukowa kobiet załamuje się, to w większości przypadków dzieje się z powodu, że urodziły dziecko. W różnych krajach (cywilizowanych) jest różna kultura w tym względzie. W USA matki mają szczególnie ciężko, jest społeczne oczekiwanie, że same zajmą się dziećmi, żłobki i przedszkola to rzecz niepopularna. Podobnie w zachodniej części Niemiec (co może zaskakiwać). Społeczne oczekiwania wobec matek i brak społecznych oczekiwań wobec ojców – to jest to, co pozwala mężczyznom wyprzedzić kobiety w karierze.

      Polubienie

    1. Na jakiej liście? Jeśli chodzi o wpis, to jak widać nie wymieniałem wszystkich laureatek. Irena Joliot dostała Nobla z chemii. Maria Skłodowska owszem, dostała go dwa razy – dlatego, żeby nie mieszać, napisałem, że nagrodę przyznano 16 razy, a nie, że przyznano ją 16 osobom (bo przyznano ją 15 paniom, ale jednej – dwukrotnie).

      Polubienie

Dodaj komentarz