Sprostowanie do postu o Cannabis i waporyzatorze…

Chciałem z tego zrobić tylko edit, ale wyszło takie długie, że jednak będzie oddzielny post. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał potem pisać sprostowania do sprostowanie (w tym celu zamykam dyskusję pod tym postem, ale zawsze możecie dodać swoje trzy grosze pod oryginalnym wpisem).

W związku z wątpliwościam, które pojawiły się w komentarzach, dotyczącymi zarówno postu, jak i mojej obiektywności w temacie,  myślę, że należy się Czytelnikom małe sprostowanie.

Publikacja w żaden sposób nie rozstrzyga o szkodliwości marihuany, bądź jej braku, jak również w żaden sposób nie komentuje kwestii jej legalizacji. To akurat może wynikać z tego, że chociaż wciąż nielegalna w stanie Nowy Jork, jej posiadanie zostało zdepenalizowane – czyli nie jest karalne. Co w niczym nie zmienia faktu, że artykuł na ten temat nie wspomina ani słowem.

Jedyny wniosek, jaki można i należy, z publikacji wyciągnąć, to to, że przyjmowanie marihuany za pomocą waporyzatora (zdecyduję się na tę nazwę) jest zdrowsze niż palenie.

Poboczne komentarze i wnioski, które ja wyciągnąłem, a które, jak sądzę, są w większości jednak usprawiedliwione, są następujące:

1. kwestionariusze służące do oceny własnego stanu zdrowotnego nie są najbardziej wymierną z metod, ponieważ zależą z natury rzeczy od oceniającego. Nie oznacza to, że wyniki uzyskane tą metodą są niewiarygodne, jednak należy na nie patrzeć jako na wyniki wspomagające inne, bardziej obiektywne rezultaty;

2. w przypadku kandydatów, z których wszyscy byli użytkownikami marihuany, co najmniej jedna czwarta miała styczność z opiatami, jedna piąta z LSD, a prawie połowa z grzybami halucynogennymi. Być może nie można stąd wprost wnioskować o tym, że marihuana jest pierwszym krokiem w stronę twardych – czy w ogóle w stronę innych – narkotyków. Ale samego pytania, czy taka możliwość nie istnieje, nie można nie zadać;

3. wreszcie, publikacja nie mówi, że marihuana przyjmowana z pomocą waporyzatora jest zdrowa. W ogóle zresztą się na temat jej wpływu na nasze zdrowie nie wypowiada. Mówi jedynie, że przyjmowana w ten sposób szkodzi mniej. To, że coś jest zdrowsze, niż coś innego, nie oznacza, że jest to zdrowe w ogóle.

O czym nie wspomniałem wcześniej, a na co pragnę zwrócić jeszcze Waszą uwagę, to to, że to badanie – podobnie jak prawdopodobnie każde inne badanie badające bezpośrednio działanie środków odurzających – było po pierwsze prowadzone na bardzo małej próbie, a po drugie prowadzone na osobach pełnoletnich. Co też nie jest bez znaczenia.

Żeby wreszcie postawić sprawę jasno: jeśli odnieśliście wrażenie, że jestem zwolennikiem braku legalizacji marihuany lub że uważam, że marihuana to jest największe zło tego świata, to odnieśliście wrażenie błędne. Owszem powołałem się na populistyczne argumenty przeciw legalizacji, ale po to właśnie, aby pokazać, na którą część tej pracy uwagę zwrócą osoby po te argumenty sięgające, a nie po to, aby wyrazić je jako moją opinię – jako że własne zdanie na temat legalizacji środków odurzających wszelkiego rodzaju staram się trzymać na wodzy (co innego z delegalizacją – ale to jest temat na dyskusję światopoglądową o tym, co ludziom wolno, a czego nie wolno, a od tego są inne fora).

Na koniec, ponieważ widzę, że kwestia tego, czy marihuana może czy też nie, prowadzić do sięgnięcia po inne narkotyki (i nagminnego powoływania się przez Was, zwłaszcza Agatę ;) na publikacje twierdzące, że takiego związku nie ma), zamierzam w nieodległej przyszłości przybliżyć sobie i Wam ten temat w oparciu o dostępną literaturę badawczą. I zobaczymy, jak to naprawdę1 jest (albo i nie zobaczymy, ale na to będziecie musieli poczekać co najmniej z tydzień).

1Agato, to, że mówię naprawdę, to – żeby sprawa była jasna – nie oznacza, że nie przyznaję Ci racji, a jedynie, że uznaję inne opcje za równie prawdopodobne.