Badacze oszukują częściej niż badaczki (chyba)

Nie jestem do końca pewien, jaki organ w Polsce odpowiada za pilnowanie, aby badacze nie kradli, nie oszukiwali, nie fabrykowali wyników itd. (poza prokuraturą oczywiście). W Stanach Zjednoczonych instytucją taką jest Office of Research Integrity (tzw. ORI; bez polskiej nazwy – Biuro Naukowej Rzetelności brzmi trochę jak z Orwella). ORI śledzi sytuację w Stanach od połowy lat 90., badając zgłaszane/odkrywane przypadki oszustw. Regularnie produkuje też raporty dotyczące poszczególnych postępowań.

ResearchBlogging.orgW opublikowanym przedwczoraj w piśmie mBio artykule, Arturo Casadevall, którego niektórzy Czytelnicy będą pamiętać z październikowej publikacji w PNAS dotyczącej oszustw popełnianych przez naukowców (o której to pracy pisałem tutaj), przyjrzał się wraz z dwojgiem współpracowników publikowanym przez ORI corocznym raportom. Badacze sprawozdania przeanalizowali pod kątem demograficznym: sprawdzili przede wszystkim na jakim etapie kariery naukowej znajdował się każdy z 228 zidentyfikowanych w tych raportach winowajców.

Sytuacja bowiem ma się następująco: w październikowej pracy Casadevall opisywał, co jest źródłem retrakcji (wycofywania) artykułów naukowych, i odkrył, że największym winnym są popełniane przez badaczy oszustwa (innymi przyczynami mogą być bardziej niewinne błędy wynikające np. z zaniedbania. Chociaż jest to wciaż karygodne, wiąże się jednak z mniejszym napiętnowaniem przez środowisko – z oczywistych przyczyn). Niniejsza publikacja jest zatem próbą dalszego drążenia problemu – próbą znalezienia źródła. I źródło autorzy niewątpliwie znaleźli.

Poniższy okres pokazuje jak zmienia się proporcja płci oszustów, w zależności od etapu kariery. I widać wyraźnie jedną rzecz:

Rozkład płci badaczy popełniających oszustwa. /źródło: Casadevall et al., mBio 4(1):  e00640-12 (CC BY-NC-SA 3.0)
Rozkład płci badaczy popełniających oszustwa. /źródło: Casadevall et al., mBio 4(1): e00640-12 (CC BY-NC-SA 3.0)

A mianowicie, że im bardziej zaawansowana kariera, im bliżej do żłoba się taki badacz dopchał, tym większa szansa, że jeśli oszustwo popełnił – to jest mężczyzną. Więcej panów popełnia zresztą oszustwa niezależnie od etapu kariery, z tym że w przypadku studentów (i mowa tu zapewne o doktorantach, z rzadka magistrantach) jest ta różnica nie tak wielka – kilkanaście procent. Im bliżej jednak profesury, tym bardziej ciśnienie panów ciśnie: i w przypadku starszej kadry (odpowiednik naszych badaczy niezależnych: docentów, profesorów, z rzadka doktorów) na każda panią przypada już prawie 10 panów, którzy dopuścili sie machlojek.

Ciekawostką, wydaje mi się, jest tutaj to, że autorzy dyskutując wyniki swojej analizy rozważają takie przyczyny tych międzypłciowych różnic, jak różnice biologiczne – to że mężczyźni są bardziej agresywni – ale także różnice społeczne i kulturowe, wymieniające większą tendencję panów do rywalizacji. O tym, że duży rozziew pomiędzy płciami istnieje już na podstawowym poziomie zatrudnienia (zanim jeszcze naukowcy zabiorą się za kłamstwa i oszustwa), wspominają jedynie półgębkiem, konkludując, że różnice są bardzo wyraźne nawet po uwzględnieniu nierówności zatrudnienia.

Ja natomiast mam kolejną ciekawą interpretację tego, że panowie profesorowie są bardziej skłonni oszukiwać niż panie profesorki: otóż – i tutaj wracają jednak różnice biologiczne – kobieta-profesor jest prawdopodobnie bardzo świadoma swojej wartości. Czy wynika to z tego, że panie są po prostu inaczej skonstruowane mentalnie, czy też właśnie z tego, że znacznie bardziej walczyć muszą, żeby się na szczyty nauki dostać – nie wnikam. Za to panowie nawet dotarłwszy do etapu profesury wciąż boją się konkurencji, wciąż czują, że muszą swoją lepszość nieustannie udawadniać i to nawet bardziej niż wcześniej, a czynić to mogę tylko przez publikacje, publikacje, publikacje. I tak ulegają peer-pressure, które sprowadza ich na manowce. Czy mam rację? Nie wiem i prędko się nie dowiemy, bo sprawdzić tego nie ma raczej jak. Ciekawie natomiast byłoby się przyjrzeć, jak to wygląda w polskiej nauce…

Przypisy:

1. Fang FC, Bennett JW, & Casadevall A (2013). Males Are Overrepresented among Life Science Researchers Committing Scientific Misconduct. mBio, 4 (1) PMID: 23341553

5 Comments

  1. Psychologowie ewolucyjni twierdzą, że mężczyzn na tym etapie kariery cechuje większa koncentracja na zyskach płynących z pracy, podczas gdy kobiety, nawet te uczestniczące aktywnie w życiu zawodowym nastawione są bardziej na relacje z innymi i satysfakcję z pracy. Oszukiwanie daje mężczyznom szansę na zdobycie tego, co cenią, podczas gdy dla kobiet byłoby tego zaprzeczeniem ;).

    Polubienie

  2. w sumie nic nowego :) Tak nas kultura wychowała. Widać to na każdym kroku. Mężczyźni przedsiębiorcy są bardziej bezczelni, impetynentcy, rozszczeniowi i pewni siebie niż kobiety przędsiębiorczynie. Całe szczęście, że i to się zmiania i może w kolejnym pokoleniu te różnice znikną.

    Polubienie

  3. A nie ma wpływu fakt, że w naukach ścisłych wciąż większością są mężczyźni na wyższych stanowiskach, że większość profesorów fizyków, chemików itd., to panowie? Nie znam danych z USA i jestem noga ze statystyki – ale może w ogóle jest na tym ostatnim etapie kariery więcej publikacji „męskich” i stąd ta dysproporcja. Czy podobnie jest w naukach humanistycznych?

    Polubienie

    1. Autorzy twierdzą, że dysproporcja istnieje nawet wówczas, gdy uwzględni się te różnice. O naukach humanistycznych się nie wypowiadają – nie wiem też, czy ORI śledzi nauki humanistyczne. Zresztą także publikowanie w tym zakresie zapewne trochę inaczej wygląda i inaczej się rozlicza…

      Polubienie

      1. Tak samo jak @pozdRaf uważam, że koniecznym jest wzięcie pod uwagę dysproporcji w zatrudnieniu. Pisałeś Rafale, że autorzy napomknęli o występowaniu dysproporcji w oszukiwaniu również po wzięciu pod uwagę powyższego ale tak naprawdę dopiero oglądanie takich konkretnych wyników miałoby sens z punktu widzenia statystyki. Sama ogólnikowa informacja i dane bez korekcji w mojej opinii nie mają żadego sensu…
        Zgadzam się z Tobą, że w przypadku publikacji tzw. humanistycznych takie analizy są trudniejsze i mają mniejszy sens, bo ich specyfika jest zupełnie inna i wykazanie plagiatów albo fałszerstw jest dużo mniej oczywiste.
        Co do polskiego podwórka naukowego, to myślę że wyniki wyglądałby zupełnie inaczej bo:
        – zupełnie inna będze liczba publikacji na osobę w poszczególnych grupach naukowych (niz to ma miejsce na tzw. zachodzie)
        – mamy zupełnie inny system zatrudniania i „utrzymywania się” na uczelniach
        – zupełnie inne proporcje K/M w chemii, biologiii okolicac, bo w fizyce jest zapewne podobnie
        – panuje u nas dość specyficzne (inne od zachodniego) podejście to wykroczeń typu ściąganie, plagiat, fałszerstwo, zaniedbanie itp.

        Polubienie

Dodaj komentarz