Piorunujące pierwsze wrażenie

Edward Thorndike, ojciec efektu aureoli.
Edward Thorndike, ojciec efektu aureoli.

Badania nad tym, jaki wpływ na postrzeganie innych osób ma nasze pierwsze o nich wrażenie, mają już, bagatela, blisko sto lat. Zaczęło się w pierwszych dekadach XX wieku, gdy Edward Thorndike, amerykański psycholog z Uniwersytetu Columbia badający zachowania zwierząt oraz proces uczenia się, zdefiniował tak zwany efekt aureoli. Thorndike badając wojskowych zaobserwował, że oficerowie są bardziej skłonni oceniać swoich podwładnych albo bardzo dobrze albo bardzo źle, na podstawie pojedynczych tylko przesłanek. Bardzo rzadko zdarzały im się wyważone oceny doceniające pewne atrybuty szeregowców, a krytykujące inne: znacznie częściej opierały się one na dobrym lub złym pierwszym wrażeniu.

Efekt aureoli (lub efekt halo) to coś, co przytrafia się nam wszystkim, niezależnie od doświadczenia, pozycji zawodowej i sytuacji: taka dywanowa ocena dotyczyć może naszej osobowości, osiągnięć, inteligencji, kompetencji itd.

W latach 80. troje nowojorskich badaczy testowało na przykład, jaki wpływ na uzyskany stopień ma dla kadetów wojskowej szkoły West Point ich fizyczny wygląd: rysy twarzy, wzrost i ogólna sylwetka. Funkcjonowanie dobrej armii opierać się bowiem musi na kryteriach merytorycznych: awanse przyznawane powinny być za umiejętności i osiągnięcia, a nie na podstawie tego, co nam się o danej osobie wydaje. Okazało się jednak, że nawet teoretycznie merytokratyczna machina wojenna Stanów Zjednoczonych – przynajmniej w ramach programu szkoleniowego swoich oficerów, bo nie wiem, czy ta prawidłowość zachowała się w czasie dalszej kariery kadetów – nie jest wolna od ułomności ludzkiej psychologii: w istocie kadeci, którzy fizycznie wyglądali bardziej władczo, pod koniec studiów byli wyżsi rangą od pozostałych.

Z kolei w 2000 roku Barry Harper z jednej z londyńskich uczelni opublikował wyniki wieloletniego badania, które śledziło losy ponad 11 tysięcy Brytyjczyków urodzonych w 1958 roku. Okazało się, że wygląd fizyczny osób miał znaczący wpływ na ich zarobki oraz zatrudnienie, niezależnie od płci. Osoby mniej atrakcyjne i niższe zarabiały znacznie poniżej średniej. Znacznie powyżej średniej zarabiali wysocy mężczyźni (co ciekawe, nie wygląda na to, aby podobna korelacja istniała dla pań), zaś poniżej średniej – otyłe kobiety. Podobne prawidłowości Harper znalazł jednak także w kontekście związków: kobiety wysokie lub otyłe miały mniejsze szansa być zamężnymi, wśród panów „dyskryminowani” byli kandydaci niżsi.

Przykładów jest znacznie, znacznie więcej: w większości przypadków efekt aureoli bazować zaś będzie na naszej posturze fizycznej i atrakcyjności. Z prostej przyczyny: trudno w ułamku sekundy, w trakcie którego wyrabiamy sobie pierwsze wrażenie o nowopoznanej osobie, ocenić cokolwiek innego. Jest to do pewnego stopnia dobry znak dla wielu z nas, bo chociaż oczywiście pewnych rzeczy łatwo zmienić się nie da (nie dodamy sobie 10 cm wzrostu; a większości z nas nie będzie też stać na upiękniające operacje plastyczne), to niektóre można: można na przykład zadbać o kondycję, można wyćwiczyć zachowanie przy witaniu się z nieznajomymi (zwłaszcza tymi, którzy decydować będą o naszym awansie).

Na początku października psychologiczne pismo branżowe Psychological Science opublikowało interesującą pracę dwójki badaczy, którzy do naszego rozumienia efektu aureoli dodali nową cegiełkę, która wszystkim tym, którzy już rzucili się kupować karnety na siłownię i do spa, może nieco zaburzyć spokój ducha. Silberzahn i Uhlmann postanowili bowiem sprawdzić, jaki wpływ na karierę ma nazwisko.

Austriacki Kaiser, Franciszek II Habsburg, który wyraźnie zajmuje stanowisko adekwatne do... A, zaraz...
Austriacki kajzer, Franciszek II Habsburg, który wyraźnie zajmuje stanowisko adekwatne do… A, zaraz…

Badacze przeanalizowali nazwiska ponad 200 tysięcy Niemców i odkryli, że ci z szlachetnie brzmiącymi nazwiskami, takimi jak Kaiser (niem. Cesarz), Koenig (niem. Król) czy Fuerst (niem. Książę), znacznie częściej zajmowali stanowiska zarządzające niż Niemcy posiadający nazwiska odpowiadające pospolitym zawodom, takie jak Koch (niem. Kucharz), Bauer (niem. Rolnik), czy Becker (niem. Piekarz), a także częściej niż Niemcy z nazwiskami nie nawiązującymi do ról społecznych.  Niemcy z nazwiskami odpowiadającymi pospolitym zawodom byli reprezentowani w kadrze menedżerskiej na poziomie poniżej średniej.

Zanim jednak zaczniecie się zastanawiać nad zmianą nazwiska, warto zdać sobie sprawę z tego, że po pierwsze, badanie robione było na Niemcach. O ile zaś ocena kogoś na podstawie wyglądu wydaje się być oparta na dość uniwersalnych kryteriach (ludzie atrakcyjni są atrakcyjni wszędzie na świecie), o tyle ocena oparta na nazwisku i jego relacji z pozycją społeczną jest już znacznie bardziej zależna od języka, ale także kultury. Można sobie bowiem wyobrazić, że w społeczeństwie bardziej zorganizowanym lub zhierarchizowanym efekt aureoli oparty na nazwisku może mieć większe znaczenie. To oczywiście jest tylko moje gdybanie; byłoby bardzo interesująco zobaczyć, czy taka prawidłowość rzeczywiście istnieje.

Po drugie oczywiście, chociaż osoby z pewnymi nazwiskami mogą mieć nieco łatwiej/trudniej w życiu, to warto pamiętać, że awans zawodowy zachodzi w określonym kontekście. Jeśli zatem wśród osób, które starają się o ten sam awans co wy, nie ma żadnego Króla, to szanse są raczej wyrównane: trzeba tylko podkasać rękawy i pokazać, że to wam się promocja należy.

Literatura:

1. Allan Mazur, Julie Mazur, & Caroline Keating (1984). Military Rank Attainment of a West Point Class: Effects of Cadets’ Physical Features American Journal of Sociology, 90 (1), 125-150 : 10.1086/228050

2. Barry Harper (2000). Beauty, Stature and the Labour Market: A British Cohort Study Oxford Bulletin of Economics and Statistics, 62 (S1), 771-800 : 10.1111/1468-0084.0620s1771

3. Silberzahn R, & Uhlmann EL (2013). It pays to be herr kaiser: germans with noble-sounding surnames more often work as managers than as employees. Psychological science, 24 (12), 2437-44 PMID: 24113624

3 Comments

  1. Aż kusi by zapytać – czy kiedyś poczułeś, że Twoje nazwisko dało Ci „kilka punktów życiowych” więcej, w stosunku do osób o nazwiskach typu Wrona, Bednarek i inne pospolite?
    Jeśli chodzi o te badania związane z przyszłymi oficerami, albo kadrą menedżerską, to obawiam się, że w tych kwestiach działa dodatkowo coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego, ale to temat na długie wypracowanie…

    Polubienie

    1. Nic mi nie wiadomo na temat tego, czy podobne badanie było prowadzone w Polsce. A jak już powiedziałem, myślę, że ten efekt może być bardzo zależny od (kulturalno-społeczno-historycznego) kontekstu. I trudno mi odpowiedzieć na to pytanie: mnie się zawsze wydawało, że mam w życiu łatwiej dzięki niesamowitemu urokowi osobistemu!

      Natomiast z tymi oficerami też nie jest tak do końca (o czym nie wspomniałem, coby zostawić pole do dyskusji): w Stanach przeprowadzono podobne badania, w których sprawdzono czy ten efekt utrzymuje się dla oficerów zawodowych – czyli czy ci, którzy mieli łatwiej w West Point, rzeczywiście radzili sobie też lepiej w armii. I okazało się, że właśnie nie – co nieco może poprawić Amerykanom samopoczucie i wiarę w to, że jednek mają w armii conajmniej kilku wysokich rangą oficerów, którzy są wysocy rangą dzięki kompetencjom, a nie nazwisku.

      Polubienie

      1. Jeśli nie były takie badania prowadzone w Polsce, to może warto podpowiedzieć to naszym socjologom/psychologom (jednemu właśnie podesłałem linka).

        Co do USA, to nie chodziło mi o aspekt nazwiska, a raczej sprawę wyglądu i pierwszego wrażenia…

        Polubienie

Dodaj komentarz