Na granicy nowego świata

W połowie 2014 roku pisałem o dwóch raportach WHO alarmujących o dwóch groźnych zjawiskach – o rosnącej liczbie zachorowań na dzikiego wirusa polio oraz o coraz częściej obserwowanej u bakterii antybiotykooporności na różne klasy antybiotyków.

Przyczyny epidemii polio (w 2013 roku) upatrywano przede wszystkim w kombinacji dwóch czynników: braku szepień u dzieci żyjących w strefach konfliktów zbrojnych oraz braku powtórnych szczepień dorosłych podróżujących międzynarodowo. Ten nagły wzrost liczby przypadków wrócił do normy w 2014, ale pozostawił niesmak – bo chociaż o problemach z nawrotem wielu chorób, które mieliśmy pod kontrolą dzięki szczepieniom, słyszymy już od kilku lat, polio jest podręcznikowym przykładem choroby uważanej za praktycznie całkowicie zwalczoną.

Ale nie o tym chciałem.

Znacznie bardziej niepokojący był bowiem, przynajmniej moim zdaniem, drugi raport, który dotyczył rosnącej antybiotykooporności wielu bakterii. W zeszłym roku podobny raport opublikował komitet powołany do analizy tego problemu przez rząd brytyjski – ten dokument zawierał też propozycję dziesięciostopniowego planu, który pomóc nam ma w walce z bakcylami.

Plan proponuje takie działania jak poprawa warunków sanitarnych (dość oczywiste), stworzenie i utrzymywanie światowej sieci monitoringu (konieczne), ograniczenie nadużywania antybiotyków w rolnictwie (stara pieśń, do której przekonać trzeba będzie rolników), tam gdzie to możliwe – promocja alternatyw takich jak na przykład (fanfary) szczepionki. Widząc gdzie plan ten zmierza łatwo się nie dziwić, że jednym z punktów planu są także kampanie społeczne. Inne z punktów opierają się na założeniach bardziej biznesowych – fundowanie innowacji zwłaszcza w zakresie badań podstawowych, inicjatywy finansowe dla firm, które zdecydują się prowadzić badania, których efektem może być odkrycie nowych antybiotyków (bo nie jest tajemnicą, że nowe antybiotyki po prostu nie są wystarczająco dochodowe dla firm farmaceutycznych, a kosztują fortunę albo i pięć, zanim można je wprowadzić na rynek).

Plan brzmi super, ale, o ile mi wiadomo, jeszcze żaden kraj nie zaczął go na serio wprowadzać w życie (poza pojedynczymi elementami). Te alarmistyczne raporty nie pozostają jednak bez echa – po szczycie G20 we wrześniu zeszłego roku, grupa ogłosiła swoje stanowisko w kwestii walki z antybiotykoopornością bakterii. Chociaż dobrze widzieć tę polityczną wolę, to nie wygląda niestety na to, aby przełożyła się ona na razie na konkrety.

Czemu tak o tym jęczę? Bo politycy przerzucają się odpowiedzialnością, media żadnych kampanii wspierających większą świadomość na temat stosowania antybiotyków nie prowadzą, a pacjenci wciąż domagają się recept na antybiotyki przy każdym przeziębieniu. W tym samym czasie, gdy przywódcy G20 debatowali w Chinach nad tym, czy antybiotykooporność jest czy nie jest problemem wystarczającej wagi, byśmy się wszyscy zaczęli wreszcie bać, w szpitalu w Nevadzie umierała siedemdziesięcioletnia pacjentka. Jej kazus został wreszcie opublikowany w tym tygodniu.

Pacjentka do szpitala zgłosiła się po powrocie z długiej wyprawy do Indii. Pierwsza diagnoza: zespól ogólnoustrojowej reakcji zapalnej (tzw. SIRS). Lub inaczej – sepsa. Na tym etapie dla pacjentki nie było już specjalnie ratunku. Istotnym jest tutaj jednak to, że pacjentka w szpitalu przebywała co najmniej dwa tygodnie – można więc zapytać: czy nie było opcji podania jej jakiegoś antybiotyku, który pomógłby jej zanim doszło do poważnej reakcji septycznej? Lekarze prawdopodobnie próbowali. Jednak wyizolowanym od niej bakcylem okazała się być Klebsiella pneumoniae (wysoko na czarnej liście WHO w ich raporcie z 2014 roku) – jej szczep oporny na karbapenemy.

Bakteria wyizolowana od pacjentki okazała się ostatecznie oporna na 26 różnych antybiotyków, w tym przynajmniej częściowo na tak zwany antybiotyk ostatniej szansy, kolistynę. A jeśli myślicie, że problem nas nie dotyczy, że to był tylko wybryk natury, egzotyczny szczep, któremu do Europy daleko, to mogę wam jedynie pogratulować złudzeń.

5 Comments

  1. Dostęp do antybiotyków wbrew pozorom nie jest taki prosty, tak jak ludzie kupują je w aptekach, tak rolnik nie może nabyć ich od tak, jedynie od bądź poprzez lekarza weterynarii. Faktycznie niektóre leki są stosowane jako stymulatory wzrostu, co oczywiście oficjalnie jest zamiatane pod dywan różnych przypadłości zwierząt. Dużym problemem są antybiotyki stosowane profilaktycznie, co wiąże się z hodowlą wielkotowarową gdzie w momencie zachorowania jednego osobnika, w krótkim czasie choruje całe stado, co w takim wypadku daje ogromne straty. No i ostatnim problemem, który tutaj nadmienię, jest niestosowanie się do okresów karencji i nagminne podawanie antybiotyków niedługo przed ubojem, jest to surowo zakazane, ale… bez ryzyka nie ma zabawy, jeśli przekręt się udaje zysk jest duży.
    A o co chodzi? o pieniądze, rolnik zapłaci więcej lekarzowi żeby ten podał lek, ten się nie zgodzi, zgodzi się inny bardziej łasy na pieniądze, nie zdziwiłabym się gdyby do takich czynności dochodziło na dalszych etapach uboju i produkcji aby przekręt nie wyszedł, wszędzie są ludzie których da się przekupić.

    Polubienie

  2. W najgorszym wypadku podawanie antybiotyków zwierzętom, a zapewne w ogóle masowa hodowla zwierząt zostaną zakazane po tym, jak pandemia zabije 25% ludzi. W historii takie wymierania nie były niczym nadzwyczajnym (dżuma Justyniana, wyginięcie większości rdzennych Indian). Jest jeszcze nadzieja, że ktoś zawczasu rozpęta medialną histerię przy okazji pierwszych pomorów i rządy odgórnie zakażą hodowli. Przemysł od dawna jest gotowy, by wykarmić ludzkość żywnością pochodzenia roślinnego. Tymczasem od kilkudziesięciu lat podaje się antybiotyki zwierzętom, żeby szybciej rosły. Dla mikroorganizmów to jak cała epoka. Stoimy przed katastrofą, która przyćmi wszystkie nowożytne konflikty i nie robimy nic.

    Polubienie

  3. Przekonywanie rolników powinno być trywialne, o ile tylko uda się osiągnąć konsensus polityczny – w końcu najbardziej antybiotykożerne farmy działają w krajach rozwiniętych, gdzie rolnictwo jest zależne od rządowych (unijnych, federalnych…) dopłat. Raczej obawiałbym się głupich reakcji konsumentów, którzy będzie musieli wtedy zapłacić wyższą cenę za kiełbasę ;)

    Polubienie

Dodaj komentarz