Czas podsumowań – odsłona pierwsza

Nadszedł ten raczej nieciekawy czas roku: zamiast czytać o najnowszych doniesieniach w nauce, czytać będziemy o tym, co działo się w niej w ciągu ubiegłego roku. Ja jednak narzekał nie będę – podsumowania i rankingi zawsze są dla mnie dobrą okazją, żeby pisać o tym, o czym nie miałem czasu lub ochoty wcześniej. A do tego (podobnie jak noblowski okres na początku października) są też dobrą motywacją.

Zacznijmy zatem od podsumowania tego, o czym w tym roku najgłośniej było w mediach społecznych. Wyznacznikiem popularności badań naukowych w mediach (społecznościowych, ale nie tylko) jest współczynnik Altmetrics, znany być może wielu czytelnikom dzięki charakterystycznemu kolorowemy obwarzankowi, który często można znaleźć na wersjach online artykułów.

Firma Altmetrics już któryś rok z rzędu przygotowała ranking artykułów, które w tym roku osiągnęły najwyższą wartość wskaźnika. Na liście artykułów jest sto, poniżej zaś tylko niewielka, subiektywna kolekcja.

Bat na bakterie

W świecie, w którym wyścig zbrojeń wygrywać zaczynają bakterie, każda wiadomość o nowym leku, który może nam pomóc w walce z nimi, przyjmowana jest z entuzjazmem. W świecie, w którym nowe antybiotyki odkrywane są raz na dekadę, wiadomość o nowym antybiotyku musi odbić się głośnym echem. Dlatego nie powinno być zaskoczeniem, że na pierwszym miejscu rankingu znalazła się publikacja opisująca odkrycie teiksobaktyny – o którym więcej poczytać możecie też w tym wpisie.

Naprawmy chore zarodki

Na miejscu siedemnastym listy znalazła się praca z kwietnia, w której grupa badaczy z Chin opisała eksperyment, w którym wykorzystano technikę CRISPR/Cas to wyredagowania ludzkich zarodków. Zarodki były wadliwe, ale do awantury doszło i tak, ponieważ wprowadzanie w komórkach ludzkich zmian, które mogą być dziedziczone z pokolenia na pokolenie budzą tyleż grozy, co i oburzenia. Temat jest w ogóle arcyciekawy i pisałem o nim wielokrotnie. Zachęcam zatem do rzucenia okiem na mój majowy tekst w Gaziecie Wyborczej, a także na dwa teksty, które popełniłem dwa tygodnie temu – jeden na blogu i jeden ponownie w GW – które powinny rzucić więcej światła na całą tę zagmatwaną sytuację.

Jedzmy ostro, jedzmy zdrowo

Najzwyklejsza, nieostra papryka. /źródło: wiki
Najzwyklejsza, nieostra papryka. /źródło: wiki

W sierpniu brytyjski periodyk medyczny BMJ opublikował kolejną pracę, która znalazła się w górnej połówce rankingu. W pracy tej autorzy z Chin badali związek pomiędzy dietą a ogólną śmiertelnością – w szczególności zaś przyglądali się diecie bogatej w ostre przyprawy (czyli w Chinach dominującej). Wynik był raczej bez zaskoczenia, o czym wiedzieć będą czytelnicy pamiętający mój wpis sprzed lat o kapsaicynie – związku, który odpowiada za ostrość potraw. Wyjaśniałem wówczas, że kapsaicynę podejrzewa się na przykład o właściwości przecinowotworowe. Praca Chińczyków była niestety tylko badanie epidemilogicznym – to znaczy, że chociaż odkryto, że istnieje korelacja pomiędzy taką dietą, a niższą śmiertelnością, to nie zyskaliśmy żadnej wiedzy na temat tego, dlaczego dokładnie może się tak dziać.

Poprawiamy SEO

Musi się oczywiście znaleźć w zestawieniu praca, która poprawi mi pozycjonowanie w wujku google’u. W połowie stawki znalazła się publikacja ze specjalistycznego pisma urologicznego, której autorzy dość niewinnie badali projekt nomogramów do badań (zarówno klinicznych jak i naukowych). SEO poprawi mi tutaj jeden aspekt: nomogramy te stosowane były do pomiarów penisa. Jakich byście nie chcieli – w zwisie, w erekcji, wzdłuż czy w poprzek. W badaniu wzięło udział – bagatela! – ponad 15 tysięcy pacjentów. Największym zaś ograniczeniem badania było to, że w warunkach klinicznych bardzo niewiele penisów dało się badać we wzwodzie. O dziwo.

Słoniom też nie jest lekko

Jedną z moich ulubionych prac opublikowanych w tym roku, była publikacja, która kisiła się w produkcji od bardzo dawna – osobiście o badaniu słyszałem po raz pierwszy na konferencji blisko dwa lata temu, a biorąc pod uwagę, jak niewymagające było ono doświadczalnie (bo w dużej mierze, żeby nie powiedzieć, że całkowicie, opiera się na publicznych danych), zaskoczeniem sporym było dla mnie to, że tyle czasu zajęła publikacja. O czym jest ta praca? Autorzy przyjrzeli się tak zwanemu paradoksowi Peto: zjawisku polegającym na tym, że u zwierząt znacznie większych od ludzi nowotwory występują relatywnie rzadziej. Ponieważ zwierzęta te – takie jak wieloryby, czy słonie – mają od nas znacznie więcej komórek, którym może odbić rakowa szajba, to że nowotwory nie występują u nich tak często jest niejakim zakoczeniem. Badacze próbując odkryć przynajmniej częściowe wyjaśnienie tej zagadki przeanalizowali genom słonia i odkryli, że zwierzęta te mają ponad 20 kopii genu p53, którego mutacje są jednymy z najczęstszych przyczyn występowania nowotworów u ludzi. Dzięki temu, że słonie posiadają wiele kopii p53, jeśli do szkodliwej mutacji dojdzie w jednej – a nawet w wielu – jej wersjach, jest spora szansa, że wciąż posiadać będę kilka zdrowych.

Bo nikt nie lubi nieprzyjemności

Na ostatnim miejscu rankingu znalazła się praca z PNAS, w której przeanalizowano 100 tysięcy słów z 10 różnych języków, aby sprawdzić, czy wydźwięk najczęściej stosowanych przez nas słów jest pozytywny czy negatywny. Okazało się, że we wszystkich językach istniał wyraźny odchył w stronę pozytywną – praca ta potwierdza w imponujący sposób regułę Pollyanny, która głosi, że ludzie mają tendencję do myślenia i pamiętania o przeżyciach przyjemnych, podczas gdy wspomnienia przykre szybko wypychamy z pamięci.

Wnioski? Chyba żadne

Krewniak C.novyi - C.difficile (C.novyi niestety wstydzi się aparatu). /źródło: Annie Cavanagh, Wellcome Images (CC BY-NC-ND)
Krewniak C.novyi – C.difficile (C.novyi niestety wstydzi się aparatu). /źródło: Annie Cavanagh, Wellcome Images (CC BY-NC-ND)

Czy z zestawienia – nie powyższego, ale całej setki – można wyciągać jakiekolwiek wnioski? Niespecjalnie. W rankignu znalazły się zarówno prace ważne – na przykład spora liczba prac epidemiologicznych badających choroby cywilizacyjne – jak i prace z jajem – takie, jak praca z pisma Microbiome opisującego wymianę flory bakteryjnej ust podczas pocałunku.

Prace otwartodostępowe stanowią nieco ponad 40% – niby mniej niż połowę, ale biorąc pod uwagę całkowitą liczbę takich prac oraz prac za paywallem, jest to już proporcja dość imponująca. Z drugiej strony, otwarty dostęp może być powodem, dla którego czytelnicy chętnie dzielą się publikacją, więc też trudno powiedzieć coś definitywnego na ten temat.

Znakomita większość prac dotyczy badań z zakresu biologii i medycyny. To najprawdopodobniej jest znowuż odzwierciedleniem tyleż aktywności badaczy z tych dziedzin na przykład na Ćwierkaczy, co większego zainteresowania publiki tymi tematami. Dla porównania, na liście znalazły się tylko cztery prace sklasyfikowane jako historia i sztuka, aż siedem prac o badaniach i ich powtarzalności (w ostatnich kilku latach temat bardzo gorący) i tylko siedem publikacji z zakresu nauk fizycznych (czyli chemii, fizyki i astronomii)…

Ciekawa może być analiza tego, jaki rodzaj mediów najczęściej donosił o jakich pracach. W mass mediach najpopularniejszą była praca Tomasettiego i Vogelsteina z początku roku (o tym pisałem tutaj) mówiąca o tym, że o tym, kto choruje na nowotwór, decyduje pech. Najczęściej cytowaną pracą na Ćwierkaczu była publikacja badająca związek pomiędzy graniem w gry komputerowe i seksizmem. Użytkownicy Facebooka najchętniej dzielili się historią o produkującym narzędzia Homo erectus, zaś na Wikipedii najczęściej cytowano pracę o przyczynach śmierci, opublikowaną w Lancecie.

A która praca przypadła wam najbardziej do gustu?

1 Comments

Dodaj komentarz