Prasowe nieścisłości

Gazety codzienne, z ich niemałą dozą naukowych nieścisłości pojawiających się w tekstach o nauce, czy też z naukową komponentą, są chlebem blogerów naukowych. Bo powiedzmy sobie szczerze: jest tylko kilka rodzajów tekstów, jakie bloger może popełnić – a wymagają one różnego nakładu pracy i mają różny potencjał na to, żeby rozprzestrzenić się po internetach jak pożar (albo w ogóle).

Może więc taki bloger pisać po prostu o nauce. Tutaj możliwości są dwie. Albo dogłębny, detaliczny tekst, który jednak wymaga dużo badań i pracy. Albo krótkie doniesienie na temat pojedynczej publikacji: dla czytelnika łatwe do strawienia, na dłuższą metę raczej jednak zapełniacz miejsca na blogu. Żaden znany mi bloger naukowy nie jest tutaj bez winy – wszyscy prędzej czy później publikujemy takie skrótowe, po łebkach teksty (nie trzeba daleko szukać – wystarczy rzucić okiem na mój ostatni wpis!). I w tych tekstach często popełniamy błąd, który popełniają też często dziennikarze: dajemy się ponieść entuzjazmowi autorów, a bardziej nawet – entuzjazmowi autora notki prasowej, dzięki której dostrzegliśmy tę publikację w morzu innych.

I tu kłania się kolejny rodzaj tekstów, jakie bloger naukowy może popełnić: są to teksty debunkujące. Najczęściej pseudonaukę, ale ileż można. A gdy już więcej nie można – wówczas debunkować, czy też prostować, można doniesienia prasowe na taki czy inny temat: gdyż jest niemal pewne, że w gazetowym artykule pojawi się jakieś uproszczenie, jakieś niedopowiedzenie, jakieś przeinaczenie, które momentalnie przestawi blogera w tryb poprawiacza:

źródło: Duty Calls; xkcd (CC BY-NC)
źródło: Duty Calls; xkcd (CC BY-NC)

Nad stanem polskiego – i nie tylko – dziennikarstwa naukowego ubolewałem na blogu wielokrotnie (np. tutaj i wcale niedawno tutaj). Krytyka podobna pojawia się na innych blogach, swego czasu ranking wygłupów prowadził nieco mniej aktywny dzisiaj Młody Fizyk.

Łatwo jest winić dziennikarzy. Oni sami są jednak często ofiarami nieudolnych oficerów prasowych – albo może raczej udolnych, jeśli miarą sukcesu pracy takiego oficera jest liczba artykułów prasowych opartych na danej notce. Temat był już badany naukowo. W 2009 roku grupa amerykańskich lekarzy opublikowała pracę, w której przeanalizowali 200 notek prasowych z 10 dużych centrów naukowych. I sprawdzili na przykład, jak dokładne są te notki, a także jak bardzo przeceniają badania w nich opisywane. Okazało się, że w 95 notkach opisujących badania na ludziach 23% nie wspominało o tym, jak duże było badanie, a 34% podawało wyniki w sposób jakościowy a nie ilościowy. 40% notek dotyczyło ograniczonych badań na ludziach: takich, w których bada się zjawiska nietypowe, rzadkie (czyli na małych próbach), dane niepublikowane (czyli nierecenzowane). Pomimo ograniczonego charakteru badań, prawie 60% z tych notek nie ostrzegało przed zbyt pochopną ich interpretacją.

Badanie to powinno wielu z nas otworzyć oczy. Jednak co najmniej kilka spraw pozostaje tutaj niejasne. Jedna z nich, to wpływ notek prasowych przeceniających opisywane badania. I jest to efekt raczej trudny do zmierzenia. Inny problem to to, w jakim stopniu notki przeceniają badania, a w jakim to same badania są opisane w oryginalnej publikacji w niewłaściwy sposób. Bo łatwo sobie wyobrazić badacza, który wyciąga z prostego eksperymentu wnioski idące bardzo daleko.

Weźmy taki przykład: wykonano badanie sprawdzające wpływ leku vemurafenib na linię komórkową będącą modelem nowotworu skóry. Autor wyciąga wniosek: vemurafenib wyleczy każdy nowotwór. Jeśli proces recenzji nie jest bardzo rygorystyczny – a nie oszukujmy się, zdarza się to nierzadko – łatwo sobie wyobrazić, że taki wniosek zostanie oficjalnie opublikowany. Problem polega na tym, że jest on całkowicie błędny: vemurafenib jest lekiem działającym na nowotwory z bardzo specyficzną mutacją w genie BRAF: podmianą waliny w pozycji 600. Na nowotwór skóry działać więc będzie bardzo dobrze bardzo często: w 50% przypadków tego nowotworu jedną z najważniejszych mutacji do niej prowadzących jest właśnie mutacja BRAF V600E (czyli podmiana waliny na kwas glutaminowy). Ale na wiele innych nowotworów vemurafenib nie będzie miał najmniejszego wpływu.

W takiej sytuacji winny zatem byłby niekoniecznie oficer prasowy – ale sam naukowiec.

British Medical Journal opublikował w tym tygodniu pracę, której autorzy postanowili zidentyfikować źródło nieścisłości pojawiających się w notkach oraz materiałach prasowych. Badacze z uczelni w Cardiff przejrzeli ponad 450 notek prasowych dotyczących badań biomedycznych oraz na temat zdrowia, które zostały opublikowane przez 20 wiodących uczelni brytyjskich w roku 2011. W analizie przyjrzeli się także oryginalnym publikacjom, a także ponad 650 artykułom prasowym opublikowanym na ich temat.

Jako linię bazową autorzy przyjęli prace oryginalne – to warto podkreślić, gdyż oznacza to, że jeśli jakieś przekłamanie pojawiło się w oryginalnej publikacji (jak w moim przykładzie z nowotworem skóry), to obecne badanie nie brało tego pod uwagę – co zresztą autorzy podkreślają już na wstępie. Następnie porównali oni publikacje z artykułami prasowymi na ich temat i sprawdzili czy artykuły prasowe próbowały doradzać czytelnikom na tematy zdrowotne w oparciu o te badania, czy doszukiwały się związków przyczynowo-skutkowych tam, gdzie ich nie było, czy doszukiwały się zastosowania badań u ludzi, gdy wcale nie było pewne, że takie zastosowanie jest możliwe lub ma sens.

Po zidentyfikowaniu wszystkich takich nieścisłości autorzy sprawdzili, ile z nich pojawiło się dopiero w prasie, a ile było już zawarte w notkach prasowych. I w zasadzie wyniki są takie, jakich powinniśmy oczekiwać: w sytuacjach, gdy przeinaczenia były już obecne w notkach prasowych, były one znacznie częściej powtarzane w artykułach prasowych. Gdy notka prasowa była dokładna, artykuły prasowe również znacznie częściej dokładnie opisywały badanie.

Aby nie przecenić badania opisującego, jak materiały newsowe przeceniają badania, muszę na koniec dodać – za autorami pracy – kilka wyjaśnień. Badanie jest obserwacyjne, a wnioski oparte tylko na korelacji: w takim badaniu nie da się jednoznacznie określić związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy kiepską notką prasową, a kiepskim artykułem prasowym. Chociaż bowiem notki prasowe są coraz częściej głównym źródłem nowin, na których bazują dziennikarze, może się też zdarzyć, że dziennikarz o pracy dowie się z innego źródła, a nieścisłości w artykule wprowadzi sam.

Autorzy czynią też bardzo ciekawe spostrzeżenie: oficerowie prasowi często unikają wyjaśnień dotyczących ograniczeń badania, gdyż obawiają się, że takie wyjaśnienia mogą zniechęcić dziennikarzy do podjęcia danego tematu. Okazuje się jednak, że nie ma dowodów na to, że przecenienie oryginalnej publikacji wpływa znacząco na liczbę artykułów prasowych ją opisujących, ani też że umieszczenie w notce wyjaśnienia, jakie są ograniczenia danego badania, zmniejsza zainteresowanie tym badaniem. Czyli wniosek jest prosty: najlepiej jednak pisać notki w taki sposób, aby jak najrzetelniej odzwierciedlić treść badania. Bo jeśli jest ciekawe, to dziennikarze napiszą o nim tak czy siak. A jeśli teksty o badaniu zawierać będą nieścisłości, to narażamy się tylko na falę tekstów, które te nieścisłości będą prostować – czy to w mass mediach, czy na blogach – skupiając się raczej na feralnych przeinaczeniach niż na głównym wniosku, który przecież sam w sobie może być ciekawy.

5 Comments

  1. Zapomniałeś wspomnieć jeszcze jeden rodzaj tekstów, jakie bloger może popełnić – metateksty, opisujące, jakie teksty bloger może popełnić ; )

    Bardzo ciekawy tekst – jeśli idzie o powtarzanie nieścisłości z notek prasowych przez dziennikarzy, to trudno winić tutaj same notki. Dobry dziennikarz skontaktuje się z ekspertami w dziedzinie niezwiązanymi z badaniem i poprosi o komentarz.- nie będzie jedynie kopiował notki.
    Ten drugi przypadek nazywa się słodko churnalismem (http://en.wikipedia.org/wiki/Churnalism).

    Zdaję sobie jednak sprawę, że zajmuje to więcej czasu i być może nie zawsze jest możliwe, ze względu na naciski ze strony wydawcy. Nie uważam, że to dziennikarze są tu winni – system jest nieco do bani.

    Polubienie

  2. Hm. Nie czytam gazet. Blogi owszem. Nie widzę nic złego w takich krótszych notkach, o ile nie zawierają bzdur :-). Też czasem takie piszę, chociaż mój blog ciężko nazwać naukowym, raczej popularnonaukowym biomedycznym, czy coś w tym stylu.

    Polubienie

    1. Dobrze, że się czepiasz. Mnie się nagminnie zdarza nazywanie nowotworów, które nie są rakami – rakami. Kalka językowa z angielskiego, co jednak niczego nie usprawiedliwia. A chciałem po prostu uniknąć pisania „melanoma”, bo to większości czytelników nic nie mówi. W każdym razie poprawione już ;)

      Polubienie

Dodaj komentarz